Artykuły

Zdrajca, bohater czy hodowca kur?

Fr.Durrenmatt:Romulus Wielki,przekł.I.Krzywicka,reżys. Mikołajska. Scenogr. Andrzej Sadowski.

TAK się dziwnie w historii złożyło,że państwo starożytnego Rzymu trwało od Romulusa do Romulusa,to jest od podaniowego założyciela Rzymu,bliźniaka Remusa,do ostatniego cesarza imperium rzymskiego Romulusa Augustulusa,który zwyciężony przez germańskiego księcia Odoakera w roku 476,patrzył własnymi oczyma na to,jak zwycięzca ogłasza się królem Italii. Sam zaś dokonał życia w Kampanii,żyjąc z renty, którą mu zwycięski Germanin wypłacał. Tę to postać historyczną wziął Durrenmatt, autor pamiętnej "Wizyty starszej pani",za bohatera swej najnowszej sztuki. Za bohatera? Raczej za pretekst do umieszczenia w jednej postaci wielu interesujących,aktualnych poglądów na władzę, państwo,ojczyznę,patriotyzm,wojnę,radości i utrapienia życia,a nade wszystko - na pojęcie najgłębiej pojętego człowieczeństwa. Bo ów ostatni cesarz rzymski,którego pasją ("hobby",jak się dziś mówi w każdym niemal wywiadzie prasowym) jest hodowla kur i który nawet wówczas,gdy germańskie hordy kroczą już zwycięskim marszem przez ziemie imperium rzymskiego,nie przerywa smacznego pierwszego śniadania i z zainteresowaniem wypytuje lokajów,jak się niosą jego kury,a w ostatnia wolną jeszcze od okupanta noc śpi spokojnie,otulony starym szlafrokiem,gdyż jak sam powiada:"dziś już nie będę rządził" - nie jest ani postacią komiczną,ani jaszcze jednym kolejnym typem monarszego degenerata-psychopaty,jak Kaligula,czy Paweł I. Nie,ten pozorny psychopata,czy błazen przewyższa w swym człowieczeństwie swą rozsądną,zagospodarowaną w patriotyzmie żonę Julię,swego rwącego się do wojaczki ministra wojny i tych wszystkich,którzy zgodnie z znanymi kanonami walczyć chcą "do ostatniej kropli krwi". Co więcej,inteligentny widz na długo przedtem zanim słyszy to z ust samego Romulusa,już wie,że w jego błazeństwie i marazmie jest metoda,że Romulus widząc ku czemu zmierza imperium rzymskie,celowo i świadomie dąży ku jego zniszczeniu. Mówi to wyraźnie w rozmowie z Julią:"Stało się ono (państwo rzymskie)wielkim mocarstwem czyli instytucją,która jawnie uprawiała mord,rabunek,ucisk i wyniszczenie innych narodów". A potem:"Dlatego nie widziałem innej możliwości zlikwidowania cesarstwa,jak samemu zostać cesarzem". Romulus jest według jego własnych słów,nie zdrajcą,ale sędzią imperialistycznego Rzymu. Rzym zginął istotnie,nadzieje zawiodły Romulusa jedynie w tym punkcie, że nie zginął on sam wraz z Rzymem,że do końca życia pozostał jako świadek obcego panowania i musiał przeżyć śmierć najukochańszej istoty - córki Rei. Ale to już jest osobista tragedia bohatera sztuki Durrenmatta.

*

Ta sztuka,której dialog pełen jest zaskakujących paradoksów i jak zawsze niezawodnych antycypacji historycznych,stanowi olbrzymią pokusę dla teatru,a zwłaszcza dla aktora grającego rolę tytułową. Stanowi jednak i olbrzymie niebezpieczeństwo: wystarczy przecież jeden fałszywy krok w kierunku karykatury,a zamierzony cel przepada. Tu jednak rolę Romulusa grał Jan Świderski i stworzył jedną z najciekawszych postaci wśród długiego szeregu swych znakomitych kreacji scenicznych. Jego Romulus ostrożnie grawitował na granicy psychopatii,nigdy jej nie przekraczając,ale nade wszystkim: nad dowcipem tego człowieka nad kpinami z otoczenia,nad pozorną obojętnością, czy lenistwem tego domatora,hodowcy rasowych kur,znawcy antyków,góruje Człowiek. To czego nie było nawet w tekście dopowiadał Świderski gestem,jak choćby owo czułe podsunięcie poduszki pod głowę swemu niedoszłemu mordercy, patriotycznemu prefektowi konnicy. W roli cesarzowej Julii, "matki ojczyzny",zobaczyliśmy Elżbietę Osterwiankę. Po raz to pierwszy od dawna dała się nam ta artystka poznać w większej i odpowiedzialnej roli. Wywiązała się z niej znakomicie:była jak trzeba godna,ofiarna,zapobiegliwa, oburzała się i gniewała w sposób przynoszący zaszczyt jej kunsztowi aktorskiemu. I jeszcze jedno: nieskazitelna dykcja,tak rzadka na naszej scenie,zachwycała słuchaczów. Młodziutką,pełną wdzięku Reą była Alicja Wyszyńska. Jak zawsze komicznym,ale chwilami szczerze dramatycznym, zbiegłym ze Wschodu przed Germanami,cesarzem Izauryjskim był Roman Kłosowski,którego rozwój artystyczny z przyjemnością notujemy. Dramatycznym Emilianem,którego rozczarowuje ojczyzna,dla jakiej cierpiał na froncie i w niewoli,był spokojny i opanowany w grze Bilewski. Srogiego ministra wojny grał bohatersko Janusz Paluszkiewicz,śmiertelnie zmęczonym prefektem był Wiesław Gołas,który nawet tu wykazywał swe zdumiewająca uzdolnienie mimiczne. Ciekawym, starym histrionem,nie widzącym nic poza swą sztuką był Wroncki. Odoakra,zwycięskiego księcia Germanów grał Płotnicki,a jego ugrzecznionego synowca - Teodoryka,który w 17 lat i później miał zamordować Odoakra - Wojciech Pokora. Nie sposób wymienić wszystkich grających w tej sztuce. Należy tylko podkreślić,że dobrze wchodzili w ramy zakreślone im przez Halinę Mikołajską,której zasługi reżyserskie gorąco oklaskiwano po spektaklu,wywołując jej nazwisko. Scenografia dobrze "grała" wraz z innymi. Zwłaszcza pomysłowe cienie kur na drugim planie. Obecność kur na scenie zastąpiono gdakaniem ptactwa spłoszonego nadejściem każdej nowej osoby. Przekład Ireny Krzywickiej bardzo literacki,a jednocześnie swobodny aż do granic gwary.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji